Zazdrość nie jest mi obca. Już o tym pisałam. Zazdrość to dowód uczucia, prawda?? Gdyby ten ktoś był mi obojętny, to nic, ale to zupełnie nic nie obchodziłoby mnie kto blisko tej osoby się kręci. Ale w tej sytuacji… a kysz!!! Nie chcę, nie życzę sobie, nie lubię.
No to wróćmy na ziemię. Dzidzia jest w stadzie. OK. Śpi na brzuchu mojej Pani. OK. (wrrr) Dostaje przysmaki z talerza. OK. Szczeka na innych. OK. Udaję, że to wszystko już mnie nie drażni. Nie okazuję niechęci. Nawet czasami się do niej uśmiechnę. Ale, daję słowo, mam niebiańską radość, gdy Pani nie widzi, a ja rozpędzę się i… wystraszę tego kurdupla! Ślizg! I łapami podjeżdżam prawie pod jej brzuszek. Ha!!!! Ja tu rządzę!!!
To niezbyt ładne zagrywki, wiem. Nawet czasem mi wstyd. Jednak mimo wszystko nie mam zamiaru zrobić jej krzywdy. Z czasem nawet mam zamiar skończyć z poślizgami… Już niedługo, naprawdę.