Są takie psy, do których nic nie dociera. Możesz tłumaczyć, prosić, kazać, ale równie dobrze możesz rozmawiać ze ścianą. Takim psem jest Majka. Maja to suka wielkości zaledwie mojego ucha. Jak mijam ją biegiem, to przewraca się od podmuchu powietrza. Nie wiem czy w ogóle coś waży. Kiedyś o niej wspominałam, to słynna „dama kredensowa” czyli pies który wchodzi do szafki i kredensu i siedzi tam cały dzień. Prawda jest taka, że ona naprawdę jest biedna. Zanim trafiła do nas mieszkała w pudełku przez co świat ogarnia tylko do jakiegoś pół metra, dalej to jest przestrzeń, która ją przeraża i wręcz boli. Tłumaczyłam jej, że nie ma czego się obawiać. Dzidka jest w trudniejszej sytuacji, bo krzywa i z krótszą nogą, a Nutka jak się wystraszy to ma drgawki, ale jej to nie przekonało. Postanowiła, że nie będzie wychodzić z Pani sypialni. Problem w tym, że normalny pies musi na przykład zrobić… siku. A jak się opije, to nawet co godzinę. No więc mamy problem! Powiedziałam mojej Pani, żeby się z nią nie ceregielowała i sio! sikać na trawkę jak my wszyscy (do sedesu przecież nie dosięgnie!) Niestety Maja w jednej chwili znika i potem godzinami jej szukamy, a Pani umiera ze strachu, bo to taki wielki pies, że grozi jej:
1) wyziębienie, chociaż jest 20 stopni,
2) śmierć z głodu, bo na pewno sama nie trafi do domu (nawet gdy jest w kryjówce na tarasie),
3) zjedzenie przez szczura, a może nawet jeża,
4) rozszarpanie przez srokę,
5) wyssanie krwi przez komary,
6) porwanie przez jastrzębia,
7) wciągnięcie pod ziemię przez kreta,
8) nadepnięcie przez kota,
9) i wreszcie – zejście po prostu ze strachu.
No więc wszyscy zaczynamy jej szukać! Ostatnim razem Pan wyciągną ją spod palety, a dziś… z worka cementu! Ja nie mam już do niej siły… Wymyśliłam dziś sobie, że może przyczepimy jej grzechotkę lub chorągiewkę na patyku?