Moja imienniczka pilnowała karkówki, którą Pani przygotowywała na obiad. Tłumaczyłam jej, że mięso nie ucieknie, ale mi nie uwierzyła. Chodziła za nim, czyli i za moją Panią, krok w krok. Obserwowała krojenie, przyprawianie, czujna na 100% i gotowa w każdej chwili wykonać susa i zablokować uciekającą zwierzynę (karkówkę). Wydawało mi się, że gdy już mięsko trafi do piekarnika, to mała odpuści. Ale nie! W piekarniku czyhał wróg i na pewno złodziej naszego obiadu. Nuka wpatrywała się w szybę i stroszyła przez co wydała się większa niż jest. Jaki wróg? Kto wlazł do rozgrzanego piekarnika ??! Podchodzę, zaglądam… Jest! Wilk! Prawdziwy wilk gapi się na mnie i bardzo, ale to bardzo przypomina naszego wilczaka. Prawie padłam ze śmiechu i z politowaniem wytłumaczyłam Młodej, że to jej własne odbicie i naprawdę w piekarniku nie ma drugiego wilka. Ale miała śmieszną minę!