Nie zazdroszczę mojej Pani przygody z Dzidką. W sobotę wieczorem Pani straciła ją z oczu na 10 minut, by potem znaleźć ją nieprzytomną w trawie. Nie wiadomo czemu?! Albo zdeptał ją niechcący jakiś piesek goniący innego pieska, albo… przestraszyła się muchy, bo przecież niewiele większa od niej jest. Fakt jest faktem, że „na sygnale” i w potoku łez pędzili z nią do szpitala. Tam podano małej zastrzyki i kroplówkę. Została na noc w szpitalu.
Rano moi Państwo pełni nadziei pojechali po Dzidkę, a tam pani weterynarz, ta sama co przyjęła Dzidzię, mówi: „przykro mi, ale piesek nie przeżył nocy”. Szok!!! Złość i bezsilność!!! Płacze Pani, płacze Pan. Po jakiejś dłuższej chwili rozpaczy pani wterynarz pyta; „…a państwo przyjechali po …?” Po yorka – wyłkała moja Pani. „A, to przepraszam, york czuje się dobrze, umarł inny piesek – też z wypadku… Też młode małżeństwo przywiozło, więc myslałam, że to Państwo. Przepraszam za zamieszanie”.
Boże kochany! Dzidka, ależ Pani strachu napędziłaś ! I nam wszystkim!!! Bo przecież bardzo cię kochamy! Hm, jednak musisz mieć Anioła Stróża, bo juz trzeci raz dano ci życie …