Pokłóciłam się z Nutką. Trochę się jej poprzewracało w głowie. Wycięli jej guzka i ubrali w „sukienkę”. Ok, jestem w stanie zaakceptować psa w fartuchu, tym bardziej, że ostatnio sama chodziłam w … rękawie.
Ale ile można?! Kazałam Pani, żeby w końcu ją rozebrała i wtedy… okazało się, że niby-pies (bo jak inaczej nazwać yorka?) nie potrafi chodzić i przewraca się jak bańka-wstańka! Szok! Malamuty, zobaczcie psa, który nie umie chodzić bez sukienki! Pytam ją: Mała, o co ci chodzi? A właściwie: dlaczego ci „nie chodzi”??? A ona na to, że ją ciągnie szef i w ogóle czuje się taka goła, obnażona, zawstydzona, jakby miała w brzuchu obcego itd. Zaczęłam jej tłumaczyć, że „obcego” to ona się właśnie pozbyła, a szef ciągnie bo musi i lepiej żeby ciągnął własny niż z uszytego ubrania. Nic nie dociera! A może ona po prostu chce wyłudzić nowy ciuch?