Nie, nie jestem ani przesądna, ani specjalnie nie wierzę w sny, ale… coś w tym jest!
Kiedyś ogromnie marzyłam o… ogromnej, mięsnej, pysznej, świeżej kości, taaakiej wielkiej!!! Bum! Przyśniła mi się, po prostu czułam jej smak! I co się stało?! Na drugi dzień rano JEST! Pyszna, pachnąca i wielka (chyba z mamuta, hi hi!) Innym razem we śnie gonił mnie potwór. No, taki normalny, typowy, z wielkimi zębami i pazurami. Ale się bałam! I co na drugi dzień?! Pchła!! Od rana coś mnie swędziało, czasem ukłuło. Siadłam sobie spokojnie w trawce, rozpoczęłam codzienną toaletę, zaglądam tu, zaglądam tam i co mam!! Robala!!!
A dzisiejsza noc? To był dopiero koszmar!! Trąba powietrzna, zagubione szczeniaki bez matek, płacz, skowyt, czarne niebo. Dlaczego? Po co? Myślałam trochę o tym i już wiem!! Moja Pani wczoraj mnie nie przytuliła, poczułam się nie potrzebna. Proszę Pani! Proszę mnie regularnie tulić, mówić jak jestem potrzebna i… ładna i wogóle, bo gdy mi tego brak, to nocą szargają mną wichury i okrutne burze! Plisss!