Wokół las, jesienne drzewa, a nasz uroczy Sheryf dojrzewa! By zachować myśli w porządku, zacznę wszystko od początku.
Była piękna sobota. Wybraliśmy się całym Stadem, tzn. pięć malamutów, Pan, Pani i Dziewczynki, na dłuuugi spacer do lasu. Było cudownie! Bawiliśmy się w chowanego i w berka. Maya próbowała wytropić dzika, jakby nie lękając się, że znów ją dopadnie (wspominałam Wam kiedyś o tym? Oj, aaale było!). Tashu szła dumnie i patrzyła na wszystkie psy z góry. Ha, w końcu jest najwyższa! Ja skakałam jak sarenka blisko mojej Pani, a Sheryf i Shakira upojone wolnością zataczały się jak dwie grube beczułki po leśnej drodze. Wtem patrzę, a Sheryf dziwnie pochyla się nad krzakiem. Nie rozumiałam o co mu chodzi, podeszłam więc bliżej.
Sheryf balansując tyłkiem (bardzo ładnym tyłkiem!) stanął na trzech łapach i … pierwszy raz w życiu podpisał się po męsku! Brawo! Nasz Brzdąc staję się mężczyzną! To dziwne uczucie, kiedy z dziecka robi się dorosły pies. Chyba się wzruszyłam.