Och, uwielbiam te chwile, gdy całe stado już uśnie, nikt nie mruczy, nie szczeka, nie ciumka, nie puszcza bąków. Ot, taka cisza CICHA. I wtedy dopiero mogę wyciągnąć me suche łapy, odprężyć się, spojrzeć na księżyc i… pobyć tym wilkiem z nieprzemierzonych przestrzeni, bez ludzkich spojrzeń, bez krytyki, fałszu, zawiści. Biec przed siebie ile tchu, machać kitą, skakać jak szczeniak. Wygłupiać się i nie wstydzić, gdy przewrócę się na łeb. To te prawdziwe chwile wolności…
Potem przychodzi dzień, trzeba coś do miski wrzucić, ogarnąć się, uważać na każdy krok, bo zza płotu polują, powstrzymywać emocje, bo wróg nie śpi i czeka. Och życie, zostań nocą na dłużej…