Wczoraj moja Pani przywiozła do domu duży krzak z maleńkimi pomidorkami. Postanowiłyśmy posadzić go przy tarasie. Podpowiedziałam mojej Pani, żeby póki co gluty (Alaska i Kida) zamknąć w domu i zrobić to w tajemnicy, ale moja Pani jest bardzo naiwna i wierzy, że maluchy nie wykopią jej pomidorka. Pomaszerowałyśmy więc do ogrodu: ja, Pani, krzaczek, Alaska i Kida. Na początku Alaska nie wierzyła, że to są prawdziwe pomidorki, bo w jej kraju one bardzie przypominają arbuzy. W końcu uwierzyła, ale była przekonana, że to miejsce nie jest odpowiednie i w chwili, gdy Pani sięgała po wiaderko, Alaska chwyciła krzak i w łapy! Kida za nią, ale zanim nabrała prędkości, Białas już zakręcił i biegł w drugą stronę. Pani za nią, ja za Panią. Po gonitwie pomidor wyglądał na najbardziej zmęczonego 😉 Posadziłyśmy go i dałyśmy mu dużo pić…