Opowiadałam Wam jak skończyła się operacja: „Szop”? Jak Miko pojechał na wycieczkę do weta, by wrócić do domu już jako panienka? Otóż historia wygląda tak:
7.50 – szop zostaje odwieziony do doktora.
8.00 – pada pytanie „Jak się to obsługuje?” – wyjaśnię, że chodziło o obsługę szopa czyli jak się TO wyjmuje z kontenerka itd.
8.02 – odpowiedź brzmi: „ Z kontenera wyjmuje się normalnie trzymając za szelki, robi zastrzyk, wprowadza z powrotem. I tylko radzę, żeby nie wypuszczać wolno.” – Doktor skinął głową posłusznie, a Pan i Pani spokojnie pojechali sobie do pracy.
13.20 – Przychodzi sms od Weta: „Czy mogę go zamordować?” – red. przyp. że chodzi o szopa.
13.21 – mojej Pani robi się gorąco i chyba duszno, i zastanawia się jaki będzie rachunek za zabieg Mikusia…
17.20 – Jedziemy po szopa i czujemy dziwne drżenie w żołądku.
17.30 – Nie jest tak źle. Żona doktora jest zachwycona sprytem i inteligencją szopa, nawet nie narzeka na własną podrapaną nogę, ani na pogryziony sprzęt w gabinecie, nadjedzoną butlę tlenową, schrupane igły chirurgiczne i inne drobiazgi… Z dumą pokazuje nam zdjęcia z przygotowań i samego zabiegu oraz… powód dzisiejszych strat: KLEJNOTY SZOPA !!! Prawdziwa, sfotografowana, obnażona męskość Mika, która okazała się maleńka jak mini-orzeszki. I co się dziwić, że szop się wkurzył? Wielka męskość w maleńkich orzeszkach? Orzeszku…