Nigdy nie widziałam pchły. Dopóki nie urodziły się się te „cisiuja”. Tłumaczyłam mojej Pani, że to bez sensu, że psy krzywo patrzą, że ludzie węszą…. Ale nie! Obiecałaś – dotrzymaj słowa! I tak moja Pani po raz kolejny w życiu wpierdziela się w kłopoty: nieprzespane noce, dogrzewanie własnym – dodajmy wątłym ciałem – czyiś dzieci, kilometry do szpitala, rachunki fiskalne itd, itp…Tak więc pchły przyszły na świat i wgryzły się w nasze życie. Chihuja chuja. Wiem co piszę 🙂 W naszym stadzie powstało podstadko tych mikropsów. Pani honorowo objęła patronat, Pan wozi w tę i z powrotem do lekarza, Ewa odbiera nocne telefony, Justyna na ciągłym łączu, a my… robimy zakłady, kto pierwszy wysiądzie 🙂 Jak to mówią: wszystko przed nami!