Ha, ale Pan zrobił nam frajdę!! Jest sobota, więc jak zwykle rano pojechaliśmy do lasu. Było okropnie ślisko, łapy rozjeżdżały się na cztery strony świata, więc z treningu nici. Cóż, dobry i spacer… Najbardziej śmiać chce mi się z Pana. On myśli, że jak pobiega z nami po lesie, to się zmęczymy! Ależ naiwny!
Po powrocie dostałyśmy obiad i drzemka. Nie liczyłam już dzisiaj na żadne niespodzianki, tymczasem…Koło 22-ej Pan ubrał mnie i Tashu w szelki. Oj, coś się szykuje!!! Kiedy zobaczyłam rower, wszystko było jasne! Trening po osiedlu. Lubię takie urozmaicenia i lubię kibiców-przechodniów.