Nasze dzieciaki były na wystawie. Mówiłam mojej Pani, że to wielkie ryzyko, że wstyd będzie, bo nie przyzwyczajone do smyczy wiją się niczym ryba na wędce. Ale moja Pani uparta i już nawet Pan jej ulega. Czasem to i dobrze. Pojechali. Dzieciaki darły się całą drogę i na zmianę puszczały bąki 😉 Przez chwilę Pani żałowała decyzji, ale tłumaczyła się, że najwyższy czas socjalizować „dzikie wydry” 😉
Dojechali. Odważna zwykle Intuicja chowała się za Idaho, a ten próbował zjeść charta a potem amstafa w bluzie z kapturem. Moi Państwo dali im parę minut na zachłyśnięcie się wielkim światem, po czym ruszyli żwawym krokiem przed siebie.
Najpierw minęli wilczaki. Fajne psy, bo troszkę podobne do mnie, czyli niby wilki na suchych długich łapach 😉 Nie podoba mi się tylko u nich to, że tak się podlizują temu największemu… Ja nie lubię nikomu „wchodzić w tyłek” a one tylko: a lubisz mnie? a polubisz mnie? A może niech zapytają: a nie zjesz mnie? Hi hi!
Wreszcie nasze wydry dotarły do ringu malamutów i… zawahały się, czy oby dobrze trafiły, bo zamiast zaprzęgowców zobaczyły pannę z sierścią do ziemi i gościa z różowymi policzkami 😉 No cóż, to jednak ten ring i trzeba się z tym pogodzić. Maluchy usiadły i oglądały Nowy Świat (to nie nazwa ulicy!). Pierwszy na ring wbiegł Idaho. Kółeczko, prosto i po przekątnej. Rozśmieszyło go to bieganie, bo niby jakie to bieganie. Spoważniał, gdy obcy facet podszedł i chwycił go… za krocze! O nie! Hańba. Zanim Idaho zareagował i przynajmniej ścisnął tylne łapy, pan odszedł i dał mu spokój. Potem przyszła kolej Intuicji. Było szybko i miło 😉 A potem kazali wejść wszystkim i ustawić się koło siebie. Ale cyrk! Idaho oglądał się na boki i… ze śmiechu zrywał boki 😉 No i po staremu: kółeczko, prosto i po przekątnej. Pan, który dyrygował w środku w pewnej chwili podniósł wysoko rękę i pokazał na naszego chłopca. Hurrrra! Zwycięstwo!!! Żebyście widzieli miny inny malamutów 😉 Idaho wygrał i dostał złote kółeczko, niestety niejadalne. Intuicja była trochę zazdrosna, ale jej też dali złote kółeczko i szybko rodzinka wróciła do domu. Ale wrażeń i emocji! Właściwie fajnie było, tyle że w nocy przez sen Idaho gonił różowy malamut i gdy go już dopadł, zjadł mu złote kółeczko, a potem demonstracyjnie ściągnął z siebie różowe futerko i okazało się, że jest… łysym chińskim grzywaczem!