Hera była dziś u weta. Już nigdy nie będzie miała dzieci. I dobrze! Nasza drobinka musi mieć siłę na bieganie w zaprzęgu, a nie na… seks 😉 Dołączyła do grupy Czerpiących Z Życia Radość Bez Konsekwencji 😉 Zresztą wtajemniczeni wiedzą ile Mała przeszła złego u poprzedniej właścicielki i dlaczego wróciła do nas… Teraz ma mieć lekkie życie i w najlepszym malamucim towarzystwie do końca swych dni 😉
Tak więc pojechała do stolicy nie wiedząc, że zrobią jej kuku. Pan doktor zrobił zastrzyk i Hera poszła na siku. Gdy wróciła, dostała drugi zastrzyk. Po chwili doktor zapytał:
– Śpisz? – Hera spojrzała na niego zdumiona. – No to widzę, że „na misia” 😉 – skwitował lekarz.
Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi dopóki nie spojrzałam na Herę. Siedziała, a tylne łapy rozjechały jej się na boki i lekkim falującym ruchem zaczęła bujać się w praw i w lewo. Ale wyglądała śmiesznie, hi hi. Mały ten „miś”, ale bardzo zabawny! Zostawiliśmy malamutkę w fachowych rękach by po dwóch godzinach wrócić i odebrać dziewczynkę w kolorowym fartuszku. Nawet jej ładnie. Całą drogę do domu spała. Pewnie nie jest w tym momencie najszczęśliwszym psem i pewnie kręci jej się we łbie, ale za to dostała bonus! Do czasu zagojenia brzuszka będzie spała w salonie przy kominku 😉 Coś za coś!