Pamiętacie jak opowiadałam Wam o „collie, co cię boli”? O tym anorektyku ze złamanym kręgosłupem, co go nikt nie chciał? O tym jak jakiś facet wziął, a potem z powrotem przyprowadził do szpitalnej klatki?
Gdyby nie pożar w naszym domu, nigdy nasze drogi by się nie skrzyżowały. Moja Pani nie zobaczyłaby smutnych oczu Luckiego, mój Pan nie miałby okazji go pogłaskać, nie byłoby… obietnicy. Ta moja Pani to ma ze sobą problem. Jest taka mientka (nie miękka). A mówią, że jak masz miękkie serce, to żeby chociaż zadek twardy był. A ona ma i to i to miękkie. I ma to po mnie ;( Radziłam jej nie raz: bądź twarda! Całego świata nie zbawisz! A ona swoje. Jak sobie coś ubzdura, to koniec. I tak powiedziała wtedy temu collie: „Jak cię nikt nie weźmie, to my cię weźmiemy.” I collie zrobił wszystko, by go nikt nie wziął! Udawał, że nie trzyma siuśków, wybrzydzał z jedzeniem, łykał jakieś prochy itd. I stało się: jest z nami! A jak szybko ozdrowiał 😉