Zabraliśmy koźlaki do siebie. Miały zaszczyt przespać się na naszej nowej psiej kanapie, a jeden po drzemce to nawet ją olał. W Dianie znów obudził się instynkt macierzyński i jak małym malamuciątkom wylizała im pyszczki . Ale słodziaki! Ja ich nie lizałam, bo za bardzo leciały…. kozą! Koty na punkcie koźlaków oszalały! Gapiły się bez przerwy i zastanawiały jak małe smakują. Nie miały oczywiście ochoty ich zjeść, ale ciekawe były. Późnym wieczorem po maluchy przyjechali kowboje, tzn. tak wyglądali: pan z długą brodą i pani w stylu country 😉 Bardzo trzymamy za maluchy kciuki. Trzymajcie się Bolek i Lolek!