Przyjechało dużo ludzi i przywieźli duuużo jedzenia. Takie imprezy to ja lubię! Obcych ludzi łatwo wykiwać i robiąc smutną minę wyłudzić najlepsze kęsy 😉 Mistrzynią w tym była malamutka Maya, ale teraz my sobie radzimy równie dobrze. Taktyka jest prosta: podchodzisz do gościa, patrzysz mu w oczy, siadasz, dla zwiększenia efektu możesz podać łapę i robisz minę najgrzeczniejszego psa na świecie i do tego bardzo głodnego. Zawsze skutkuje! Gorzej, gdy jest nas kilka psów, bo wtedy to już rywalizujemy między sobą, kto ma najsmutniejszą minę ze wszystkich. Zwykle to on właśnie dostanie kiełbaskę 😉
Czasem trzeba zgodzić się na współpracę i tak Happy dostawała do obgryzienia chrząstkę, a ja… całą resztę, ha! Dobre i to! Maluchy nie sięgały, więc zostało im ekscytowanie się zapachem pieczonego kurczaka!